Witajcie, Pandy! Dzisiaj mam dobry humor, ale szczerze mówiąc mógłby być lepszy. Otóż, przedstawię wam moją historię:
Obudziłam się około 8:30. Przetarłam oczy i wzięłam z szafki telefon. Spojrzałam na godzinę. Byłam spokojna, obróciłam głowę dookoła. Po chwili przypomniałam sobie: CIASTECZKOWY LUDEK! Przebrałam się, założyłam kurtkę i ocieplane buty oraz czapkę, nie zapominając o rękawiczkach i ruszyłam do Dżungli. Na początku spodziewałam się, że Igloo zniknęło wraz z Ciastkiem, ale jak to się okazało - Igloo wciąż stało na swoim miejscu. Weszłam powoli i zobaczyłam tłumy Pand. Siedziały i rozmawiały. Igloo wyglądała jak prawidziwa lodowa kawiarenka. Przepchałam się, aby zobaczyć czy Piernikowy Ludzik wciąż czeka w swoim 'domu'. Niestety moje myśli mnie zawiodły. Nie było go... To smutne. Patrzyłam chwilę na miejsce gdzie zwykle stał z niedowierzaniem. Na twarzy miałam smutną minę. Siadłam przy stoliku, zdjęłam czapkę, szalik i rękawiczki. Poposiłam kelnera o kubek gorącej czekolady. Czekałam chwilę na swoje zamówienie. W tym czasie ktoś 'stuknął' mnie po plecach. Odwróciłam się. Ku mojemu zdziwieniu był to... Piernikowy Ludzik! Aż otworzyłam buzię ze zdziwienia i krzyknęłam rozweselona: -Piernikowy Ludziku, to ty?! Nie mogę uwierzyć! On odpowiedział mi: -Oczywiście, że ja! Może jakaś Panda w moim stroju, co? Uśmiechnęłam się tylko: -Czy pojawisz się za rok?? Spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział. Po chwili zaczął unosić się wokół niego srebrnoszary pył. Jego postać powoli znikała, aż w końcu całkiem jej nie było. Na twarzy miałam lekki uśmiech, ale w środku byłam jeszcze bardziej szczęśliwsza. Za mną tylko roznosił się głos: -Wesołych świąt, Loverciu!
*psyt* Złote Pandy mogą odebrać Pingwinka do chatki :)
~Dziennikarka Lovercia